sobota, 10 lutego 2024

Kilka słów w rocznicę deportacji

 

O mającej nastąpić deportacji zdecydowana większość naszych rodzin nic nie wiedziała. Chociaż oznaki przygotowań do tej akcji niektórzy zauważyli – gromadzenie dużej ilości wagonów towarowych na stacjach i zaprzęgów konnych w majątkach. Dla wszystkich deportacja była zaskoczeniem. Negatywnie oceniamy funkcjonariuszy NKWD i towarzyszących im Ukraińców i Białorusinów. Często jedni nie pozwalali zabierać maszyn do szycia, pościeli, kożuchów, większej ilości żywności. I wtedy, wedle autorów, interweniowali enkawudziści, zezwalając na ich zabranie, a nawet podpowiadali, co należy wziąć. Ale takich przypadków było niewiele. Może konwojenci byli litościwi, a może chcieli postępować zgodnie z Instrukcją nr 3 Ławrentija Berii z dnia 29.12.1939 roku, zezwalającą na zabranie bagażu do 500 kg na rodzinę. Wymieniona instrukcja Ł. Berii określała warunki przewozu zesłańców: „W każdym wagonie mieści się 25 osób dorosłych i dzieci z rzeczami […] W czasie podróży koleją przesiedleńcy-osadnicy otrzymują bezpłatnie raz na dobę gorący posiłek i 800 gramów chleba na osobę.” Jeśli pkt. 3 instrukcji był w minimalnym stopniu spełniany, to punkty 5 i 7 w ogóle nie były brane pod uwagę przez konwojentów.

Warunki w jakich odbywał się transport do miejsc przeznaczenia były koszmarne. Brak wody, opału, złe warunki sanitarne, brak opieki lekarskiej, zgony dzieci i starców wynoszonych na śnieg w czasie postojów, wszystko to potęgowało przygnębienie i rozstrój nerwowy. Mimo terroru i ścisłego nadzoru były przypadki ucieczek z transportu, a nawet i z miejsc osiedlenia.

W miejscu osiedlenia NKWD stosowało terror i poniżanie ludzi. Ciągłe powtarzano, że jesteśmy tam na zawsze, a Polski nie ma i nigdy nie będzie. Warunki mieszkaniowe i sanitarne były bardzo złe, podobne do łagrowych. Praca w tajdze, kopalniach, kołchozach i sowchozach opisywana jest jako bardzo ciężka. Z niskiej płacy potrącano 10% na utrzymanie biur i personelu NKWD. Zesłańcy nieprzystosowani do pracy fizycznej często załamywali się. Opieka lekarska była w zasadzie żadna – brakowało lekarstw i personelu medycznego. Śmiertelność była bardzo duża, szczególnie dzieci i osób starszych. Wymierały całe rodziny, głównie z powodu głodu, chorób, ciężkiej pracy, załamania psychicznego. Osierocone dzieci trafiały do domów dziecka. Rodzeństwo bardzo często celowo rozdzielano, by łatwiej było dzieci wynarodowić. Za nieobecność w pracy karano grzywnami, aresztami. Bardzo surowo karano za kradzież artykułów żywnościowych z pól kołchozowych, owsa przeznaczonego dla konia. Wymierzana kara i jej rodzaj zależały najczęściej od stanowiska miejscowych funkcjonariuszy NKWD.

Pojawiają się we wspomnieniach także sytuacje, kiedy to komendant NKWD zachęcał Polaków do zakładania ogródków: Sadźcie ziemniaki, bo z wypłaty nie przeżyjecie! I w wielu wspomnieniach przewija się nadzieja i ciągłe oczekiwanie na interwencję państw zachodnich i rychły powrót do Polski

Ważnym momentem we wspomnieniach wszystkich zesłańców jest amnestia i tworzenie wojska polskiego pod dowództwem generała Andersa. Z łagrów wracali dorośli członkowie rodzin. Byliśmy ogromnie wdzięczni generałowi Władysławowi Sikorskiemu za to, że nie zapomniał o nas. Wróciła nadzieja na odmianę losu. Swoboda przemieszczania się i nadzieja na wyjazd ze Związku Sowieckiego do Iranu skłoniła wielu zesłańców do wyjazdu z północnych rejonów Rosji, na południe – do Kazachstanu i Uzbekistanu. Nie wszystkim zesłańcom udało się opuścić Związek Sowiecki wraz z armią Andersa. Wielu opisuje swe tułacze i nędzne życie w Kazachstanie, gdzie przyszło im zamieszkać i pracować. Wielu żałowało, że opuściło pierwsze miejsce zsyłki, gdzie już mieli w miarę ustabilizowane życie, a tam musieli przystosowywać się na nowo do odmiennych warunków pracy i innego klimatu.

Wyjście armii Andersa ze Związku Sowieckiego spowodowało nowe represje, przymusową paszportyzację, z którą nie wszyscy się godzili i często trafiali do więzienia. Inni w obawie o los dzieci godzili się na to. Brak we wspomnieniach rozważań o przyczynach wyjścia armii Andersa. Dominuje przekonanie, że byli ludzie, którzy o Polsce i Polakach zesłańcach myśleli i pragnęli byśmy jak najszybciej do kraju wrócili. W tym okresie nie tylko NKWD, ale i zwykli ludzie odnoszą się do Polaków, jak do niewdzięczników, bo polskie wojsko opuściło Związek Sowiecki, nie chciało wspólnie z armią sowiecką walczyć z Niemcami. Śladów, by Polacy przejmowali się zbytnio tą opinią, we wspomnieniach brak. Dominuje opinia, że racja była po naszej stronie. Wszyscy autorzy podkreślają, że ciągle żyli nadzieją na powrót do Polski. I nadzieja ta się spełniła, świadczy o tym druga amnestia, powstanie Związku Patriotów Polskich i tworzenie armii polskiej pod dowództwem pułkownika Zygmunta Berlinga. Wielu wyraża przekonanie, że dużą rolę odegrali tu Wanda Wasilewska i Zygmunt Berling. Do wojska polskiego szli mężczyźni i kobiety, dorośli i małoletni z poboru i ochotnicy – byle tylko wyrwać się z miejsca zsyłki i nie umrzeć tam z głodu i chorób! Była też obietnica przemieszczenia zesłańców z północnych rejonów do rejonów o łagodniejszym klimacie i lepszym zaopatrzeniem w żywność. Została zrealizowana w 1944 roku.

O stosunku oficjalnej władzy sowieckiej do Polaków (a szczególnie NKWD) wiemy, że był zły. Warto powiedzieć o tym, jak postrzegali i jak odnosili się do nas rdzenni mieszkańcy w miejscach zsyłki i zesłańcy – ofiary sowieckiego terroru. Brak jest wzmianek, by zwykli ludzie (to znaczy nie związani z systemem władzy) byli do nas, Polaków, nastawieni negatywnie, nie chcieli nam pomóc. Jeśli tego nie czynili, to tylko w obawie, by ich życzliwość i zwykła sympatia do zesłańca nie dotarła do NKWD, bo system donosów funkcjonował tam nieźle. O Zyrjanach (w Komi) wielu wyraża się bardzo życzliwie, ocenia ich jako ludzi rodem z Ewangelii – sami niezwykle uczciwi i tak samo oceniający innych, obcych im ludzi.

Rok 1946 był dla nas wydarzeniem od dawna oczekiwanym. Związek Patriotów Polskich dotrzymał obietnicy, że do Polski wrócimy. Otrzymaliśmy dokumenty repatriacyjne na powrót do Polski. Nieliczni wrócili dzięki własnej zaradności już w 1945. Do jakiej Polski, w jakich granicach, tego nasi rodzice w chwili wyjazdu nie wiedzieli. Ważne było, że jedziemy do Polski. Są wzmianki o tym, jak Polacy żegnali się z tamtejszą ludnością i władzą. Miało być miło i uroczyście. I tak było. Były uroczyste koncerty organizowane przez Polaków jako niespodzianka dla tamtejszych mieszkańców i władzy. Były serdeczne pożegnania w węższym gronie z mieszkańcami, były i łzy z powodu rozstań serdecznych przyjaciół. Czy robiono to z przekonaniem i z głębi serca mogą to powiedzieć ci, którzy uroczyste pożegnania organizowali. Ważne, że pozostało dobre wrażenie wśród zwykłych ludzi, którzy nam w różny sposób pomagali – radą i jedzeniem, a i dobrym słowem podtrzymywali na duchu w trudnych dla nas sytuacjach.

Przekroczenie granicy polskiej i spotkanie polskiego żołnierza w czapce z orzełkiem było dla wielu zesłańców niezapomnianą chwilą. Były łzy wzruszenia, ucałowania i słowa radości, że wreszcie jesteśmy w Polsce. Po drodze, w czasie postojów w większych miastach, odwiedzano miejscowe kościoły, dziękując Bogu za ocalenie i szczęśliwy powrót.

Ci, którzy trafili do armii kościuszkowskiej opisują przebieg szkolenia i bitwę nierzadko w sposób całkowicie odmienny od tego, który obowiązywał oficjalne. Zgodni są co do tego, że wstąpienie do armii kościuszkowskiej było dla nich jedyną możliwością wyrwania się ze zsyłki i walki o Polskę. Opisują też poszukiwania swoich rodzin powracających z Syberii.

Dzieci z domów dziecka z trudem były odnajdywane przez rodziców i rodzeństwo. W swoich wspomnieniach opisują wstrząsające warunki w jakich żyły i starania polskiego personelu i władz – aby je ratować i przywieźć z powrotem do Polski.

Kilku autorów wspomnień trafiło do armii Andersa. Po powrocie władza ludowa traktowała ich podejrzliwie. Wielu było wielokrotnie przesłuchiwanych, a nawet więzionych bez wyroku sądowego. Nie było to godne przywitanie.

Osiedlenie byłych mieszkańców Kresów Wschodnich na terenie powiatu bystrzyckiego było dla nas nie lada wyzwaniem. Bo to nie ojcowizna a obczyzna. Napotkaliśmy tu inne (górzyste) tereny, większość samodzielnych gospodarstw była już pozajmowana przez repatriantów ze wschodu i centralnej Polski, przybyłych tu wcześniej, bo w 1945 roku. Nie były to dobre warunki, aby rozpoczynać życie na nowo, po sześcioletniej zsyłce, bez ubrań, pieniędzy, często ze zrujnowanym zdrowiem. Nie zawsze miejscowe władze właściwie odnosiły się do sybiraków proszących o pomoc. Starzy i schorowani rodzice z rodzin sybirackich często już nie byli w stanie sprostać warunkom gospodarowania w górzystym terenie.

O swym pobycie na zesłaniu sybiracy woleli głośno nie rozmawiać. I ściany miały uszy, w jednym ze wspomnień pojawia się pogróżka: –Uważajcie, my mamy ręce długie, dostaniemy was jeżeli nawet coś piśniecie! Oficjalnie zaczęliśmy mówić o tym dopiero po zmianach politycznych i po powstaniu Związku Sybiraków.

Jestem przekonany, że warto było poczynić starania, by sybirackie losy utrwalić na piśmie. Aby nasze dzieci i wnuki poznały losy swoich rodzin w Związku Sowieckim. Zebrane w tej publikacji wspomnienia dedykujemy pamięci naszych rodziców, dzięki którym przeżyliśmy.

Jerzy Kobryń, Prezes Koła Związku Sybiraków w Bystrzycy Kłodzkiej

[Ze wstępu do „Wspomnień Sybiraków…, Bystrzyca Kł, 2008]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lista nauczycieli i wychowawców - Polaków w rejonie dżuwalińskim

  Lista nauczycieli i wychowawców - Polaków w rejonie dżuwalińskim Nazwisko, imię, imię ojca Stanowis...